Zaledwie 97 kilometrów od Londynu (ok. 1,5 godziny jazdy pociągiem) leży malownicze Canterbury. W średniowieczu, gdy Anglia była jeszcze katolicka, Canterbury i jego katedra (założona w 597 roku!), przyciągała tłumy pielgrzymów. W katedrze znajdują się bowiem szczątki biskupa Thomasa Becketa, świętego i męczennika, zamordowanego przez popleczników króla Henryka II w 1170 roku.
Dziś Canterbury odwiedzają głównie miłośnicy opowieści Geoffrey Chaucera (1343-1400), który jako jeden z pierwszych zaczął pisać w języku angielskim (na dworze królewskim obowiązywały wtedy francuski i łacina). W swym najbardziej znanym dziele, The Canterbury Tales, jego bohaterowie, tj. pielgrzymi zmierzający do Canterbury, by umilić sobie podróż organizują konkurs na najlepszą opowieść. Na zwycięzcę czekać miał posiłek w jednej z ówczesnych tawern. Dziś będąc w Canterbury możemy odwiedzić interaktywne muzeum, gdzie grupa aktorów odgrywa sceny z pięciu najciekawszych opowieści: rycerza (The Knight’s Tale), młynarza (The Miller’s Tale), damy z Bath (The Wife of Bath’s Tale), księdza z orszaku przeoryszy (The Nun’s Priest’s Tale) oraz przekupnia relikwii (The Pardoner’s Tale). Jest to doprawdy niezwykła okazja, by nie tylko poznać realia życia w piętnastowiecznej Anglii, ale i przekonać się na własne oczy, że i w średniowieczu ludzie mieli poczucie humoru.
Jeżeli jednak nie macie ochoty spędzać czasu w muzeum (choć jest ono zdecydowanie warte polecenia), a chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej na temat historii Canterbury, zafundujcie sobie wycieczkę łódką wokół miasta. Przewodnicy w zabawny i interesujący sposób opowiadają różne ciekawostki i anegdoty na temat miasta i mijanych zabytków. Największe emocje budzi tzw. ducking stool, stołek na którym niegdyś przez kilka minut podtapiano kobiety oskarżone o czary. Jeżeli się utopiły, były niewinne i przynajmniej ich imię pozostało nieskażone. Dla nich musiało to jednak być marne pocieszenie…
Historyczne centrum Canterbury nie jest rozległe, można je spokojnie zwiedzić w jedno popołudnie. Po drodze warto zwrócić uwagę na świetnie zachowane skarby architektury. Na szczególną uwagę zasługuje The Beany House of Art & Knowledge. Instytutu powstał w 1899 r. dzięki szczodrości chirurga J.G.Beany, który w testamencie zapisał miastu 10,000 funtów na rzecz edukacji klasy robotniczej. Dziś The Beany jest jednym z najlepszych i najbardziej interaktywnych muzeów w Anglii. Znajdziemy w nim m.in. kolekcje obrazów słynnego wiktoriańskiego malarza, Thomasa Sidney Coopera, który urodził się właśnie w Canterbury. Cooper miał przydomek Cow Cooper, ponieważ malował głównie zwierzęta rolne, w szczególności krowy. Za życia starał się pomagać biednym, zakładał domy dla bezdomnych, wspierał również kulturę i sztukę. Jego studio, później przekształcone w szkołę, działa i prężnie rozwija się do dzisiaj pod nazwą University for the Creative Arts.
W maleńkim Canterbury działają aż trzy uniwersytety, jest ono więc miastem studentów. Stanowią oni 22% wszystkich mieszkańców (średnia w Anglii to tylko 7%). W powietrzu czuć więc nie tylko ducha historii, panuje tam również atmosfera krzewienia wiedzy, ale i dobrej zabawy. Na obiad warto zatrzymać się w jednym z lokalnych pubów, np. The Cricketeres, by skosztować lokalnych wyrobów. W tej części Anglii prawdziwym przysmakiem jest proste, ale bardzo smaczne danie Kentish Ploughmans, czyli coś, czym w przeszłości w porze lunchu zajadali się rolnicy pracujący na polu: kawałek dojrzałego cheddara, szynka, chutney, marynowane warzywa i świeża bułka.
Jeżeli starczy Wam czasu, niedaleko Canterbury znajduje się jeszcze jedno miejsce, które zapewne każdy anglista chciałby chociaż raz zobaczyć, mianowicie białe klify w Dover. Jeżeli nie podróżujecie samochodem, zawsze możecie przyjechać pociągiem do Dover, skąd od klifów dzieli Was około godzinny spacer. Ktokolwiek był, powie że warto!